4 cze 2016

PASTA I BASTA ! / PASTY Z SUSZONYCH POMIDORÓW I JAJECZNO-POROWA

Nie, nie makarony.
Dziś pasty do smarowania chleba - i nie tylko.





Już jakiś czas temu przestaliśmy kupować plasterki wędlin na kanapki. Nawet nie wedle ideologii, że niezdrowe i  naszpikowane konserwantami. Po prostu chyba się przejedliśmy. 
A że chleb, wbrew powszechnie panującej modzie, lubimy i jemy w dużych ilościach, trzeba było poszukać czegoś z czym ten chlebek można zjeść.
Choć sery wszelakie bardzo lubimy i jemy chętnie, to nie samym serem żyje człowiek :)
Zaczęłam szukać w internecie i okazało się, że przepisów na pasty jest naprawdę dużo.  I tych tradycyjnych, które znamy z dzieciństwa (choćby jajeczna, czy z tuńczykiem i białym serem), i tych których smaku nie znałam wcześniej. Są bajecznie proste, bo zwykle trzeba coś zblendować - i tyle.

Mimo, że ciągle chętnie próbuję nowych, to mam kilka sprawdzonych przepisów, które na stałe  zagościły w naszej kuchni, i właściwie zawsze któreś z podanych smarowideł mam w lodówce.

Znam trzy pasty na bazie suszonych pomidorów ze słoika i mimo, że wizualnie wyglądają bardzo podobnie,  to każda ma swój charakterystyczny smak.  Każdą bardzo lubimy i robię je naprzemiennie.



Do pierwszej z nich, oprócz słoika suszonych pomidorów dodaję świeżą bazylię - listki z całego krzaczka (bez łodyżek!) i ugotowaną kaszę jaglaną - jeden woreczek. Wszystko delikatnie solimy i miksujemy blenderem na jednolitą  masę. Kaszę trzeba dobrze ugotować, a nawet rozgotować. Może jeszcze z 10min postać w wodzie, w której się gotowała. Najlepiej wszystko mi się łączy kiedy kasza jest ciągle ciepła.





Następna pasta jest z piersią kurczaka - ugotowaną oczywiście. Na pojedynczą pierś daję 1 słoik pomidorów, i łyżeczkę koncentratu pomidorowego, łyżeczkę sproszkowanej papryki (świetnie się sprawdza wędzona papryka w proszku) i sól do smaku.
Żeby konsystencja była bardziej smarowna, dolewam część zalewy (olej z ziołami), w  której pływały pomidory w słoiku. Właściwie dolewam ją do każdej z pomidorowych past.




Kolejna wersja to wersja z tuńczykiem. Na słoik pomidorów daję 2 puszki tuńczyka w sosie własnym, 2 ząbki czosnku, 1 łyżeczkę papryki w proszku (może być wędzona) i 1 opakowanie serka białego naturalnego - takiego do smarowania pieczywa. Nie kołacze mi się po głowie żadna konkretna nazwa. Zwykle borę co jest w sklepie i zawsze jest dobrze.Solimy.




Mój maż upiera się, że następna pasta to sałatka ze względu na konsystencję.  Rzeczywiście nie jest typowym smarowidłem, ale jemy ją na chlebie w formie kanapki.





Choć wydawać by się mogło, że z uwagi na dużą ilość jajek (ok.10) będzie to pasta jajeczna, to główne skrzypce gra tu por - warzywo, którego szczerze nienawidziłam, do niedawna.
Pewnie każda "prawdziwa gospodyni" wie to od zawsze, ja dowiedziałam się całkiem niedawno, że żeby pozbyć się z pora tej nieprzyjemnej goryczki, wystarczy posiekane w drobne talarki warzywo przelać na sitku wrzącą wodą, a następnie od razu zimną.
Przyznam, że od kiedy to wiem, warzywo to gości na naszym stole coraz częściej.

Tak więc,  (mam cichą nadzieję, że nie czyta tego żadna polonistka, bo pamiętam ze szkoły, że coś nie tak było ze zwrotem "tak więc", nie pamiętam tylko co...)  siekam ok. 10 ugotowanych jajek, poszatkowany por - kilka sztuk (zwykle por sałatkowy sprzedają w zafoliowanych paczkach, po kilka sztuk właśnie) puszkę kukurydzy,  kilka łyżek majonezu, sól, i coś do związania/zagęszczenia - do wyboru: dla odchudzających się - biały serek (głupia ja - odchudzający się, w życiu nie zjedzą pasty z majonezem :) ), a dla tych którzy mogą sobie pozwolić na wiele - żółty ser starty na drobnej tarce. Ciężko określić ile. Będzie widać :)
Jako że wszystko jest lekko mdłe, dodaję do wyboru: pokrojone oliwki, ogórki kiszone albo takie w occie.
Dodaję też jakieś kiełki, jakie akurat wzeszły na parapecie. Te kiełki to chyba po to żeby mieć poczucie, że pasta może i kaloryczna, ale zdrowa. I pyszna.




Nie mam niestety zdjęcia paprykarzu, który robiłam jakiś czas temu. Może zaginęło w odmętach mojego komputera. A może, co się nie często zdarza w naszym domu, ale jednak się zdarza - został zjedzony nim zostało zrobione zdjęcie. Mąż już wie: najpierw zdjęcia - potem jedzenie. Nie odważył by się inaczej ;)
Paprykarz ma swoich zwolenników i przeciwników. Ja bardzo lubię. Ja jestem jeszcze z tego pokolenia, które spało pod namiotami i jadło konserwy z puszki zamiast McDonald's.
A domowy paprykarz....
Przepis znalazłam na blogu "Przy kuchennym stole".


Składniki:
  • 1 makrela wędzona
  • 50 g ryżu
  • 1 marchewka
  • 1 cebula
  • 4 duże pieczarki
  • 100 g przecieru pomidorowego
  • 2 łyżeczki słodkiej mielonej papryki
  • 2 ziarna ziela angielskiego
  • 1 listek laurowy
  • sól i pieprz do smaku
  • szczypta pieprzu cayenne
  • olej do smażenia
    Ryż ugotować na sypko.
    Makrelę dokładnie oczyścić ze skóry i ości.
    Marchewkę i pieczarki obrać, umyć, zetrzeć na dużych oczkach.
    Cebulę obrać i drobno posiekać. Zeszklić na niewielkiej ilości oleju razem z zielem angielskim i liściem laurowym. Dodać tartą marchewkę, wymieszać, podsmażyć, a po chwili dodać pieczarki. Smażyć na niedużym ogniu, aż warzywa zmiękną. Wyjąć liść laurowy i ziele angielskie.
    Warzywa na patelni doprawić papryką, solą i pieprzem, dodać koncentrat. Jeszcze chwilę smażyć, po czym zdjąć patelnię z ognia, lekko przestudzić. Dodać ryż i makrelę, dokładnie wymieszać doprawiając masę szczyptą pieprzu cayenne. Ewentualnie jeszcze doprawić do smaku solą i pieprzem.
    Odstawić do całkowitego ostygnięcia, a najlepiej jeszcze całość schłodzić w lodówce przez noc.



I wszystko prawda, ale jednak najlepszym dodatkiem do chleba jest masło. Najlepiej solone, z posiekaną bazylią, rozmarynem, oregano.
Ten zapach, kiedy rozpuszcza się na  świeżym, cieplutkim jeszcze  chlebie...




Ale o chlebie innym razem.
Podam wam tak banalnie prosty przepis na pyszny chleb, ze nie chcę słyszeć więcej skomlenia: "...ale ja nie potrafię".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz