Dziś w trzech zdaniach bo noc mnie zastała. Knedle.
Nie wiadomo czy serwować je na obiad czy bardziej na deser, a są i tacy, którzy uważają, że nie nadają się ani na jedno ani na drugie :-)
Nie mniej jednak mają swoich zwolenników, którzy gdy tylko sezon truskawkowy w pełni dopytują na kiedy mają czuć się zaproszeni coby na knedle właśnie trafić.
I rzeczywiście, jak sięgam pamięcią robię je chyba tylko raz do roku.
Słyszałam o dwóch sposobach na przygotowanie ciasta na knedle. Pierwszy to ten z dodatkiem ugotowanych ziemniaków - u mnie ziemniaki na słodko raczej by nie przeszły. A drugi - z zaparzanej na mleku i maśle mąki. I tak przygotowuję je ja.
1/2szkł mleka i łyżkę masła zagotowuję i wsypuję 25dag maki. Trzeba szybko mieszać, żeby się nie przypaliło. Zdjąć z ognia i wystudzić tak by móc dodać 2 jajka. Zawsze dodaję szczyptę soli (ja chyba do wszystkiego dodaję sól) a z tych 25dag mąki zwykle odsypuję trochę do miseczki. Przy formowaniu kluseczek z truskawką w środku korzystam z tej odsypanej mąki żeby ciasto nie kleiło mi się zbytnio do rąk.
Knedle gotuję ok 10min od wypłynięcia, w wodzie z masłem i solą.
Podaję je zwykle polane gęstym jogurtem i posypane cukrem i cynamonem.