21 cze 2013

Truskawkowo

Tak powinno nazywać się miejsce w którym mieszkam - Truskawkowo.
Wczoraj, wychodząc z domu pomyślałam o tym, że wezmę ze sobą koszyczek na truskawki - sezon w pełni.
Kiedy doszłam do koszyczków postanowiłam wziąć dwa.
Wzięłam cztery. (a może już jagody będą, a może powinnam wozić je w bagażniku na "wszelki wypadek", a może czereśni kupię...)
Owoce były wyjątkowo piękne, duże i świeże. Postanowiłam w sekundzie (słynę z błyskawicznych decyzji), że biorę tyle ile się zmieści. Zmieściło się 8kg... Postanowiłam nie psuć tak udanych zakupów natrętną myślą - tylko kto do cholery się nimi zajmie...?
Zadowolona wsiadałam do auta, kiedy za plecami usłyszałam:
- Gdyby trafiła mi się jeszcze jedna taka klientka to mógłbym do domu już jechać...
Pan od truskawek opierał się o nagrzanego busa, słońce prażyło w jego czaszkę i odbijało się w łysince - oczami wyobraźni widziałam jak dostaje udaru.
Wysiadłam z auta, podeszłam do pana i mówię:
- Mam jeszcze 10zł ale nie mam koszyczka.
I już widzę nadzieję w oczach sprzedawcy, i już czuję, że właściwie to ja nie kupuję truskawek tylko ratuję człowiekowi życie!
- Dobra idę do bankomatu, biorę resztę.
Idę, a głos rozsądku mówi mi - ty się puknij w głowę, na co ci dodatkowe 4kg? Koty będziesz tym karmić?  Ale twarda jestem, nie zawsze mamy cudze życie we własnych rękach. Jest 35'C, facet stoi tu pewnie od kilku godzin, trzeba go ratować.
Wracam do stoiska, pan uradowany oznajmia, że przesypał mi je do trzech kartonowych pudełek. Łącznie pięć koszyków...  Podaję banknot, i teraz ja oblewam się potem. Mam w aucie 18kg truskawek....





Szypułkowałam je 2,5 godziny. Klęłam 3,5.







Ale nie ma tego złego.

Ciasto truskawkowe jemy codziennie :-) zapas dżemu mamy  na rok...







Dziś wracając z pracy widziałam, że w miejscu wczorajszego sprzedawcy stało trzech kolejnych. Mieli przeciwsłoneczne okulary, włosy, a temperatura otoczenia poniżej 30'C. Wykalkulowałam, że raczej przeżyją.