Dziś zupełnie od niechcenia zabrałam się za pizzę. Za pizzę w liczbie mnogiej, bardzo mnogiej.
Wyskoczyłam do Biedronki na pięć sekund bo chcica mnie wielka ogarnęła na batonika marcepanowego ze skórką pomarańczy w tle.
Pięć sekund zamieniło się w bardzo konkretną chwilę bo uwiodły mnie przecudnej urody pomidorki koktajlowe na gałązce. Przypomniały mi z miejsca pewne zdjęcie które gdzieś kiedyś widziałam : pizzy w wersji ascetycznej, nie mniej szalenie pociągającej.
W kuchni lubię smaki proste, znane i nieskomplikowane.
 |
Najpierw było tak... |
Najbardziej zwykłe i tradycyjne ciasto drożdżowe. Ja dodaję do ciasta sporo oregano, poza tym jak wszyscy: mąka, drożdże, woda, sól. Kiedy trochę wyrośnie dzielę na małe porcyjki.
Sos z koncentratu, oliwy, dużej ilości czosnku i soli.
Dalej co kto lubi. Ja dałam mozzarellę, pieczarkę, pomidorka i papryczki ciut.
Była też wersja z cieniutkimi płatkami z kabanosa ale fotograf pomylił kolejność i najpierw zjadł, a potem chciał zdjęcie robić... :-/ więc musicie mi wierzyć na słowo.