Takich okazji się nie przepuszcza, co wie każdy, kto posiada dzieci, więc powiedziałam, że jasne, niech da mi tylko 15 minut, żebym przygotowała "coś na ząb".
Przygotowałam, moje ulubione ostatnio, ciastka francuskie.
Z włoskim orzechami, syropem klonowym i odrobiną jasnego dżemu, jadłam pierwszy raz w kawiarence IKEA.
Kto mnie zna, ten wie, że kocham ten sklep jak dom rodzinny ;)
Podoba mi się tam wszystko, smakuje mi tam wszystko.
Zawsze najlepszym prezentem dla mnie, jest ich karta podarunkowa.
A kiedy mam podły humor płaczę mężowi w rękaw - jestem przemęczona, zła i smutna, zabierz mnie na randkę - na kawę, do IKEA :)
Tamtejsza kawa jest dla mnie najsmaczniejsza ze wszystkich, jakie w życiu piłam, a ciastka - wyborne.
Przeszklone ściany w części bistro, dają mi poczucie nieograniczonej przestrzeni. Siadam przy tej wielkiej szybie z widokiem na okoliczne pola i łąki, i relaksuję się przy kawie i pogaduszkach, jak nigdzie indziej.
Oczywiście, koniecznym jest by były to godziny przedpołudniowe, bo im dalej w las tym więcej ludzi, a im więcej ludzi, tym bardziej mnie drażnią.
Nie dla mnie więc koncerty, protesty uliczne, zajęcia w grupie, Krupówki w sezonie, czy Ikea w weekendy (albo popołudnia). Pojedynczego człowieka zwykle lubię, jestem jego ciekawa.
Dwie, czy trzy osoby, będę w stanie zdzierżyć.
Powyżej pięciu, czuję się już niepewnie, przebieram nogami, pąsowieję na twarzy i przeklinam ich w myślach.
Wtorek, godzina 10:00-13:00 - idealnie.
Oczywiście, żeby to był prawdziwy relaks - bez dzieci.
Kryteria jednak są tak zawężone, że udało mi się to ze 3-4 razy w życiu.
Ale zaznałam i wiem, ze w razie kryzysu, to dla mnie lekarstwo lepsze od wszystkich Nervosoli, Neospasminum, czy elektrowstrząsów ;)
Jeżeli ktoś pyta o moje wymarzone wakacje, to zawsze odpowiadam, że Szwecja, Norwegia, Finlandia. Gdybym miała mieszkać gdzieś indziej niż tu, gdzie mieszkam, to tylko w czerwonym domku z białym wnętrzem, gdzieś przy fiordach.
Nie lubię gorących klimatów, więc pogoda jak dla mnie - idealna.
Bardzo mi po drodze z ich zamiłowaniem do prostoty i funkcjonalności.
Nawet hasło na moim komputerze, to SKANDYNAWIA (no teraz, to sobie strzeliłam w kolano...)
Boże mój, o ciastkach miało być...
No więc, ciastko to, pierwszy raz jadłam w Ikea.
A teraz, kiedy tylko mogę, odtwarzam je w domu. A w jesienne, klimatyczne popołudnia i wieczory, wpisuje się znakomicie.
No i biorąc pod uwagę, że korzystam z gotowego już, surowego ciasta francuskiego, dostępnego w każdym sklepie, przygotowanie go trwa jedną chwilę.
Żeby zaoszczędzić na czasie, pierwsze co, ustawiam piekarnik na 200-210'C. Kiedy się nagrzewa rozcinam ciasto na 6-8 prostokątów (dostępne w sklepach arkusze ciasta mają różne wielkości).
Prawą stronę prostokąta nacinam w kilku miejscach, a lewą smaruję bardzo cienką warstwą dżemu.
Powinien być to jasny dżem, o delikatnym smaku. Jabłkowy, brzoskwiniowy czy morelowy.
Ja ostatnio zakochałam się w nowych dżemach Łowicza.
Są to prozdrowotne dżemy bez cukru, dosładzane zagęszczonym sokiem jabłkowym.
W ofercie są dostępne trzy smaki: rokitnik, owoc dzikiej róży i czarny bez.
Są naprawdę bardzo smaczne, a co ważne w okresie przeziębień - zawierają sporo witaminy C.
Bardzo je polecam. Jak tylko znajdę jakieś zdjęcie reklamowe w internecie, wkleję je.
Do ciastek użyłam dżemu z owoców dzikiej róży.
![]() |
znalazłam :) |
Dżem posypuję niewielką ilością posiekanych orzechów - koniecznie włoskich. Gorycz ich skórki jest tu niezbędna. Przykrywam to drugą połową ciasta, tą ponacinaną, przyciskam brzegi radełkiem lub widelcem, tak by się skleiły, skrapiam odrobinę syropem klonowym, ewentualnie miodem, ale naprawdę w niewielkiej ilości.
Wkładam do nagrzanego piekarnika na środkowy poziom.
Kiedy się niecierpliwię (zawsze), włączam termoobieg i wtedy ciastka pieką się nieco ponad 5 min. Wyciągam kiedy widzę, że są zrumienione.
Jak widzicie 15min w zupełności wystarczy.
Dla jasności, wypiszę jeszcze składniki. Może to sprawi, że ten chaotyczny post będzie choć trochę bardziej czytelny :)
składniki:
- syrop klonowy lub płynny miód (ok. 3 łyżek)
- arkusz ciasta francuskiego
- jasny dżem, delikatny w smaku (ok. 3-4 łyżek)
- posiekane orzechy włoskie (ok. 5 dag)
Żeby było jasne, dzisiejszy post nie jest sponsorowany ani przez IKEA, ani przez ŁOWICZ, ani przez NERVOSOL, ani przez NEOSPASMINĘ :)