28 lip 2016

ZAKWAS

No dobra Misie Patysie.

Zaczniemy z grubej rury, od chleba pszenno-żytniego na zakwasie.

Nie jest to bardzo trudne, więc proszę się nie zrażać. Samo przygotowanie zakwasu trwa ok. tygodnia, ale tak naprawdę codziennie trzeba poświęcić na to nie więcej niż 5min.
Samo pieczenie chleba jest bardziej pracochłonne i czasochłonne więc najlepiej zaplanować sobie na to sobotnie przedpołudnie czy popołudnie, bo za pierwszym razem to może trochę potrwać, ale obiecuję wam, że satysfakcja i smak upieczonego przez was chleba, wszytko to wynagrodzi :)

Potrzebujemy mąkę żytnią i przegotowaną wodę (nie za ciepłą, zimna też może być).

Każda mąka żytnia, bez względu na typ, się do tego nada. Choć im wyższy typ, tym łatwiej o zakwas. Tak więc mąka żytnia razowa (czyli grubo mielona) typ 2000 zakwasi się szybko i bez problemów, i jest najlepsza na "pierwszy raz", ale robiłam też z  mąki żytniej typ 720, która jest jasna i miałka niemal jak zwykła tortowa i zakwas również pracował, choć na pewno mniej efektownie niż razowy.


zakwas z mąki żytniej jasnej typ 720, dzień 6


Potrzebujemy czysty pojemnik, w którym przez tydzień będzie mieszkał nasz zakwas.
Zwykle wszyscy polecają litrowy słoik, który trzeba dokładnie umyć, a najlepiej  przelać wrzątkiem, ale przyznam szczerze, że rzadko kiedy nie żałowałam tej decyzji. Dla mnie słoik jest za mały, a zakwas, szczególnie ten z mąki razowej, potrafi sporo urosnąć. Nie zliczę ile razy rankiem witał mnie widok zakwasu spływającego  za kuchennymi szafkami...
Tak więc ja zwykle wybieram miskę plastikową. Moja ma wygodną pokrywkę, ale zamiast pokrywki wystarczy kuchenna ściereczka, na tyle duża by nie wpadała nam do środka :)
Ściereczkę możemy lekko namoczyć by była wilgotna.


dokarmianie zakwasu mąką jasną żytnią typ 720

Do miski wsypujemy więc  5 łyżek mąki żytniej i mieszamy z  5 łyżkami wody. Najlepiej przegotowanej, bo pamiętam sytuację, kiedy na zakwasie pojawiła mi się pleśń, i o ile dobrze pamiętam, używałam wtedy wody z kranu.
Tak naprawdę możemy użyć 10 łyżek mąki i 10 łyżek wody. Wszystko zależy od tego ile zakwasu chcemy uzyskać. Ważne, żeby proporcje były zachowane 1:1.
Trzeba wodę z mąką wymieszać, przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce. O tej porze roku każde miejsce jest ciepłe :) Podobno optymalna temp. to 25'C-27'C. Zimą można postawić miskę w pobliżu kaloryfera, czy kuchenki.
Jeśli robicie zakwas w słoiku, czy w misce z pokrywką, nie można pokrywki szczelnie zamykać, musi być zachowany dopływ powietrza. Można taką pokrywkę po prostu położyć, a nie domykać, i wystarczy.

Co dzień, o stałej porze zakwas trzeba dokarmiać taką samą ilością mąki i wody.
Jeśli więc przygotowałyście zakwas z 5 łyżek mąki i 5 łyżek wody, o 20:00 i odstawiłyście by pracował, to  następnego dnia ok. 20:00 trzeba dokarmić go dosypując  kolejne 5 łyżek mąki i 5-6 łyżek wody (woda odparowuje, więc jeśli uznacie, że zakwas jest za gęsty, można dodać jej nieco więcej).
I tak przez kolejne 6 dni. Po 6 dniach zakwas jest gotowy do produkcji chleba, ale oczywiście można zakończyć dokarmianie i po 7 i 8 i 10 dniach, bo na przykład 6 dzień wypada w poniedziałek, a wiadomo, że w poniedziałek nikomu nic się nie chce :)
To nie musi być oczywiście ta sama godzina, chodzi raczej o porę dnia. Ilości wody i mąki, też nie muszą być super wyważone. Ważne jest systematyczne dokarmianie. Zdarzyło mi się, że zapomniałam i nie dokarmiłam zakwasu przez dwa dni. Nie miał więc czego "trawić" i zaczął trawić sam siebie, innymi słowy - zepsuł się i musiałam go wyrzucić :(

Dobrze jest, jeśli raz dziennie przemieszacie swój zakwas. Jeśli dokarmiacie go wieczorem, to rano, przed pracą, wypadało by było go wymieszać.


mąka żytnia razowa tym 2000




mąka żytnia razowa typ 2000, wymieszana z wodą


W wielu przepisach jest informacja, żeby przed każdym dokarmianiem, połowę zakwasu wylać. Uzasadnia się to tym, że z otrzymanej formuły uzyska się więcej zakwasu niż potrzeba do upieczenia chleba. I jeśli rzeczywiście ktoś planuje upiec jeden bochenek i więcej tego nie powtórzyć, to ten pomysł ma rację bytu, ale bądźmy szczerzy... Jeden bochenek my zjadamy w 5 min po jego upieczeniu :)

Dzień w którym piekę chleby, nie gotuję obiadu - bo nikt nie chce go jeść. Cały dzień, wszyscy zajadamy pajdy chleba z masłem i zachwycamy się, że takie banalne, a takie pyszne :)

Z nadmiarem zakwasu nie ma problemu, bo:
1. Można go przechowywać w lodówce nawet kilka tygodni (nie dokarmiamy go wtedy, dopiero dzień
 przed planowanym użyciem trzeba go dokarmić by zaczął pracować)

2. Można go przechowywać w formie wysuszonej (suszyć trzeba zakwas "aktywny", tzn. ok. 12 godzin od dokarmienia)

3. Można go zamrozić na rok! (dopiero dziś gdzieś to wyczytałam)

4. Można podzielić się nim z przyjaciółką :)

Ważne jest to, że im zakwas starszy tym silniejszy. Dobrze jest więc odłożyć kilka łyżek takiego  gotowego i dojrzałego, do słoika, odstawić do lodówki, i za jakiś czas, to od niego właśnie zacząć produkcję następnej porcji zakwasu na chleb. I tak za każdym razem. Rekordziści pieką chleb korzystając z zakwasu, który stworzyli kilka lat wcześniej. Wymaga to jednak regularnego pieczenia chleba, przynajmniej raz na kilka tygodni.
Ja ostatnimi czasy eksperymentowałam z innymi rodzajami pieczywa, tak więc tworzę swój zakwas od nowa.

Pamiętajcie, że zakwas zakwasowi nie równy. U mnie drugiego dnia może wyglądać i pachnieć zupełnie inaczej niż u koleżanki, a już na  pewno zupełnie inaczej niż u kolegi ;)
Zależy to od wielu czynników: temperatury, rodzaju mąki, i tego czy czule do niego przemawiamy ;)

Koniec żartów.
Zdarza się, że zakwas się zepsuje. Nie zdarza się to często, ale bywa. Może spleśnieć, woda, która się oddziela może być czarna czy czerwona. Podobno, kiedy zakwas się zepsuje, to tak wygląda, i tak śmierdzi,że nie ma wątpliwości, że się zepsuł :)

Zupełnie normalne natomiast jest, że pojawiają się pęcherzyki powietrza (na zakwasie z mąki razowej szybciej niż tej o niższych indeksach). Zapach może być jednego dnia przyjemny, chlebowy, innego octowy, a nawet można mieć wrażenie, że pachnie acetonem (octem, acetonem pachnie "głodny" zakwas :) ).
Może tak być, że woda oddziela się od ziarna.  To wszystko jest normalne. I to, że jednego dnia zakwas pracuje bardziej innego mniej (pomagamy mu mieszając i przestawiając do cieplejszego miejsca).

Zakwas, który teraz razem szykujemy, posłuży nam do upieczenia chleba pszenno-żytniego, czyli takiego jaki pamiętamy jeszcze z czasów dzieciństwa, kiedy to wracając ze sklepu,z ciepłym jeszcze chlebem, zjadało się po drodze piętkę, albo i nawet połowę bochenka (zależy, kto jak daleko mieszkał od sklepu, ja musiałam mieszkać bardzo daleko :) ).

Byłoby świetnie, gdyby do czasu gdy, z otrzymanego zakwasu będziemy piekli chleb, udało wam się kupić mąkę pszenną chlebową. Jeśli już znajdziecie, kupcie przynajmniej 2 kg, na pewno się przyda. Ja kupuję ją w młynie w Jordanowie Śląskim ( http://ekomlyn.pl/ ) ale wydaje mi się, że najmniejsze opakowanie w jakim ją tam sprzedają to 5kg - mąka pszenna chlebowa typ 750.

Jeśli chlebowej pszennej nie znajdziecie, kupcie jakąkolwiek inną - pszenną.





Co dzień, na dole tego postu będę doklejała zdjęcie, jak wygląda mój zakwas każdego dnia, żebyście miały się do czego odnieść.



zakwas po 24 godzinach, na chwilę przed pierwszym dokarmianiem

zakwas dzień 3

zakwas 4 dnia,  jak widać znacznie zwiększył swoją objętość

zakwas dzień 5

22 lip 2016

Domowa tortilla

(POPRAWKA !  POPRAWKA !  POPRAWKA !  Zastąpiłam całość krupczatki zwykłą mąką, dodałam jeszcze jedną łyżkę oleju i dopiero teraz ciasto jest najlepsze - bo jeszcze bardziej elastyczne. 
Albo "gumowate" jak mówią niektórzy)


Miałam już od jakiegoś czasu ochotę na zrobienie domowej tortilli, ale kilka pierwszych przepisów jakie znalazłam rozbawiło mnie dosyć, gdy dość szczegółowo opisano, w jakim sklepie i pod jaką marką powinnam tę tortillę kupić.
Nie jestem żadną eko-mamą , ale zdecydowanie nie o to mi chodziło.
Sama nagminnie kupuję gotowe surowe ciasto francuskie bo nie potrafię przygotować takiego w domu, ale ciasto na tortillę okazało się być bardzo niekłopotliwym, szybkim, i w domowej wersji - niezwykle smacznym.




250 ml mąki krupczatki
250 ml mąki pszennej
1/2 łyżeczki soli
3 łyżki oleju
180 ml wrzącej wody

Mąki i sól mieszamy, wlewamy wodę z olejem, i najpierw mieszamy to łopatką, żeby nie poparzyć rąk, a następnie zagniatamy ręką.
Ciasto zagniata się szybko i sprawnie, jest mięciutkie i elastyczne. Nie ma potrzeby podsypywania mąką, bo się nie klei. Wyrabiamy 2-3 minutki i formujemy kulę, którą wg przepisu, który znalazłam dzielimy na 8 części. I rzeczywiście z tej wielkości wychodzi tortilla na rozmiar standardowej patelni, ale następnym razem zwiększę porcję i upiekę placuszki o większej średnicy - łatwiej będzie je później zawinąć.




Z każdej z części, formujemy małą kulkę i rozwałkowujemy z niej koło (albo tak jak ja - coś na kształt koła). Ciasto jest bardzo elastyczne i miękkie. Bardzo łatwo się je wałkuje. Ważne żeby placuszki były cieniutkie. Bardzo cieniutkie. Nie potrafię określić tego miarą (nie potrafię obsługiwać suwmiarki, ale pocieszam się myślą, że połowa dziewczyn nawet nie wie co to jest suwmiarka ;) ).
Zrobiłam zdjęcie, na którym widać, że rozwałkowane ciasto jest półprzezroczyste, tak jest cienkie. Ale mimo to nie rozrywa się i nie pęka.  (Pytam zupełnie poważnie, tych którzy coś na ten temat wiedzą, czy ja mogę rozpoczynać zdanie pisane od "ale" ?)










Taki placuszek kładziemy na suchą nagrzaną patelnię. Jeśli jest dobrze nagrzana wystarczy mu jakieś max. 10 sekund. Przerzucamy na drugą stronę na kolejne 10 sekund ( a czasami i mniej, więc trzeba sprawdzać ), i ponownie na pierwszą stronę, na kilka sekund,  by pojawił się wewnątrz pęcherz z powietrzem. Wtedy ściągamy.




Trochę się rozpisałam, ale tak naprawdę przygotowanie ciasta, i upieczenie 8 tortilli zajęło mi nie więcej niż 25 minut. Mam radę dla was, i dla siebie na przyszłość też - najpierw rozwałkujcie wszystkie placki, a potem je pieczcie. Pieką się  bardzo szybko i trzeba wtedy przy nich stać, więc żeby rozwałkować kolejny, musiałam ściągać patelnię z ognia, a następnie  nagrzewać ją na nowo.


A co do środka? Co chcecie. Mogą być warzywa z tuńczykiem, kurczakiem albo same warzywa.
Ja przesmażyłam kawałki kurczaka, zmieszane wcześniej z solą, przyprawami i przepuszczonym przez praskę czosnkiem. Pokroiłam paprykę, kukurydzę, pomidory i świeże ogórki, dodałam sałatę lodową i polałam sosem na bazie gęstego jogurtu z majonezem.



Obiad był pyszny i szybki. A co najważniejsze: był!
Bo ostatnio, to różnie bywało...

A w kuchni  robi się właśnie zakwas na chleb, więc następny przepis nie będzie ani szybki ani łatwy.
Ale jak wiemy, do odważnych świat należy.
Tak więc zaopatrzcie się już w mąkę żytnią. I pszenną też. Jeśli to będzie mąka pszenna chlebowa to już w ogóle będzie super.  Ja w mąkę zaopatruję się w młynie w Jordanowie Śląskim
http://ekomlyn.pl
Polecam.

3 lip 2016

Prosta historia - makaron z pomidorami

Wróciliśmy dziś z wycieczki rowerowej zmęczeni i głodni.
Obiadu nie było i nikomu specjalnie nie chciało się go robić. Za to wszystkim chciało się jeść.
Dzień wcześniej, na mojej ulubionej stronie z przepisami GOTUJĘ BO LUBIĘ wpadł mi w oko przepis na niezwykle prosty i lekki makaron z pomidorami z puszki i bazylią.





* 250 g  wędzonego boczku
* 2 puszki krojonych pomidorów 
* 3 ząbki czosnku
* 1 ostra papryczka
* ok. 20-25 liści bazylii
* 2 pełne łyżki tartego parmezanu
* 2 łyżki oliwy
* 1 płaska łyżka cukru
* sól


Dodatkowo:

* ok. 350-400g makaronu penne
* świeża bazylia do podania 


Bogu dzięki, mieszkamy dwa kroki do sklepu, więc wysłałam tam męża, a sama zaczęłam już skubać listki bazylii  i obierać czosnek.
Kiedy Mariusz wrócił z produktami, pokroiłam i wysmażyłam cieniutki jak pergamin boczek i  dodałam czosnek przeciśnięty przez praskę i też lekko przesmażyłam. W międzyczasie gotował się już makaron.
W oryginalnym przepisie jest jeszcze  oczywiście oliwa z oliwek ale z boczku wytopiło się wystarczająco tłuszczu. Kiedy następnym razem zrobię wersję wege, użyję  też oliwy.

Na patelnię, do boczku i czosnku dodałam dwie puszki krojonych pomidorów, łyżkę cukru trzcinowego (oczywiście może być i biały), sól, bazylię - dużo, bardzo dużo, i jako że nie dodałam ostrej papryczki z przepisu, bo nie przepadamy za pikantną kuchnią, posypałam odrobinką ostrej papryki w proszku.

Kiedy sos odparuje, wrzucamy do niego makaron (lekko jeszcze twardy) i ciągle mieszając,  jakąś minutkę - dwie, trzymamy na ogniu.

Na talerzu posypujemy jeszcze świeżą bazylią i serem.  Najbardziej oczywisty jest parmezan, który  zawsze się sprawdza, ale tym razem, mój mąż - miłośnik serów wszelakich, kupił w Biedrze jakiś hiszpański ser z mleka owczego, koziego i krowiego- QUESO IBERICO,  i trafił w dziesiątkę.  Ser był pyszny, delikatny, nie tak słodki jak parmezan, który lubi dominować. No było pysznie.
Kolejne danie w 20min :)






Ja mam świadomość, że Ameryki nie odkrywam. Makaron z pomidorowym sosem to chyba najbardziej popularne danie i każdy potrafi je zrobić. Ale też zauważyłam, że przyrządzane jest na wiele sposobów, od torebek Knora poczynając, przez przeciery w kartonikach, na świeżych pomidorach kończąc.
A znam i takich smakoszy, którzy uważają, że najlepszy jest makaron polany ketchupem :)  (Tymek, lat 8)

Ta wersja smakuje mi najbardziej ze wszystkich, które robiłam do tej pory. Jest lekka i bardzo aromatyczna. Oczywiście, jak to ja, dodałam chyba dwa razy więcej bazylii i czosnku niż w oryginalnym przepisie.
W mojej rodzinie powszechnie znane są moje skłonności do przesady :)





A skoro tyle o bazylii, nie mogę nie wspomnieć o Ogrodach Ziołowych na Bielanach Wrocławskich.
Mimo, że od dawna obserwowałam ich stronę internetową i sklep na tej stronie, dopiero gdy pojawiłam się osobiście na miejscu zakochałam się na amen.

Pomijam już imponującą mnogość i różnorodność sprzedawanych tam ziół. Ja zwykle używam bardzo podstawowych ziół i tych najbardziej popularnych odmian. Chyba nie mam odwagi eksperymentować w kuchni, gotuję bardzo proste i powszechnie znane dania, ale nawet te najbardziej banalne, smakują zupełnie inaczej, są nieporównywalnie bardziej aromatyczne i szlachetne, kiedy suszone zioła zastąpimy świeżymi.



Zioła, które tam sprzedają są świeżo zielone, zdrowe, piękne i dorodne. A jak pachną...
Bardzo, bardzo polecam wam to miejsce. Tak jak wolę zakupy przez internet, i właściwie już chyba wszystko kupuję w ten sposób, tak ziołowe zakupy na Bielanach Wrocławskich wspominam jako wielką przyjemność, i w najbliższym czasie zamierzam ją powtórzyć.

http://ogrodyziolowe.pl/

(nie, wpis nie jest sponsorowany :) )








I to właściwie byłby koniec, gdyby nie to, że obiecałam sobie, że tym razem już na pewno zachęcę was do przyrządzania domowych koktajli.
Na letnie upały, połączenie chłodzącego kefiru i owoców, jest idealne.
Ja, dopiero w zeszłym roku odważyłam się zacząć eksperymentować z różnymi owocami, a nie poprzestawać tylko na (pysznych, skądinąd) truskawkach.
Warto próbować mieszać i szukać swoich smaków.
Używając bardziej kwaśnych owoców, dosłodzić taki koktajl można miodem, ksylitolem (cukrem brzozowym), cukrem trzcinowym (brązowym), albo jak ja - trującym słodzikiem dla diabetyków :)
Moja siostra koktajle, które podaje swojej małej córeczce dosładza  bardzo dojrzałymi bananami :)
Mój obecny hit to: mango, banan, jabłko, wszystkiego po 1szt i 0,5l kefiru.

Próbujcie, smakujcie. Zawsze powtarzam, że "cokolwiek" zrobione samodzielnie w domu ze świeżych produktów, będzie lepsze niż kupione w sklepie ( tak też sobie tłumaczę wszystkie moje kulinarne niedociągnięcia :) )







całusy