20 lis 2016

Ciastka francuskie z orzechami włoskimi i syropem klonowym

O czwartej mąż zapytał, czy obejrzymy jakiś serial, bo jesteśmy bezdzietni jeszcze przez jakieś 40 minut- do godziny.
Takich okazji się nie przepuszcza, co wie każdy, kto posiada dzieci, więc powiedziałam, że jasne, niech da mi tylko 15 minut, żebym przygotowała "coś na ząb".
 





Przygotowałam, moje ulubione ostatnio, ciastka francuskie.
Z włoskim orzechami, syropem klonowym i odrobiną jasnego dżemu, jadłam pierwszy raz w kawiarence IKEA.
Kto mnie zna, ten wie, że kocham ten sklep jak dom rodzinny ;)
Podoba mi się tam wszystko, smakuje mi tam wszystko.
Zawsze najlepszym prezentem dla mnie, jest ich karta podarunkowa.
A kiedy mam podły humor płaczę mężowi w rękaw - jestem przemęczona, zła i smutna, zabierz mnie na randkę -  na kawę, do IKEA :)
Tamtejsza kawa jest dla mnie najsmaczniejsza ze wszystkich, jakie w życiu piłam, a ciastka - wyborne.
Przeszklone ściany w części bistro,  dają mi poczucie nieograniczonej przestrzeni. Siadam przy tej wielkiej szybie z widokiem na okoliczne pola i łąki,  i relaksuję się przy kawie i pogaduszkach, jak nigdzie indziej.






Oczywiście, koniecznym jest by były to godziny przedpołudniowe, bo im dalej w las tym więcej ludzi, a im więcej ludzi, tym bardziej mnie drażnią.
Nie dla mnie więc koncerty, protesty uliczne, zajęcia w grupie, Krupówki w sezonie, czy Ikea w weekendy (albo popołudnia). Pojedynczego człowieka zwykle lubię, jestem jego ciekawa.
Dwie, czy trzy osoby, będę w stanie zdzierżyć.
Powyżej pięciu, czuję się już niepewnie, przebieram nogami, pąsowieję na twarzy i przeklinam ich w myślach.

Wtorek, godzina 10:00-13:00 - idealnie.
Oczywiście, żeby to był prawdziwy relaks - bez dzieci.
Kryteria jednak są tak zawężone, że udało mi się to ze 3-4 razy w życiu.
Ale zaznałam i wiem, ze w razie kryzysu, to dla mnie lekarstwo lepsze od wszystkich  Nervosoli, Neospasminum, czy elektrowstrząsów ;)

Jeżeli ktoś pyta o moje wymarzone wakacje, to zawsze odpowiadam, że Szwecja, Norwegia, Finlandia. Gdybym miała mieszkać gdzieś indziej niż tu, gdzie mieszkam, to tylko w czerwonym domku z białym wnętrzem, gdzieś przy fiordach.
Nie lubię gorących klimatów, więc pogoda jak dla mnie - idealna.
Bardzo mi po drodze z ich zamiłowaniem do prostoty i funkcjonalności.
Nawet hasło na moim komputerze, to SKANDYNAWIA (no teraz, to sobie strzeliłam w kolano...)


Boże mój, o ciastkach miało być...

No więc, ciastko to, pierwszy raz jadłam w Ikea.
A teraz,  kiedy tylko mogę, odtwarzam je w domu. A w jesienne, klimatyczne popołudnia i wieczory, wpisuje się znakomicie.
No i biorąc pod uwagę, że korzystam z gotowego już, surowego ciasta francuskiego, dostępnego w każdym sklepie, przygotowanie go trwa jedną chwilę.






Żeby zaoszczędzić na czasie, pierwsze co, ustawiam piekarnik na 200-210'C. Kiedy się nagrzewa rozcinam ciasto na 6-8 prostokątów (dostępne w sklepach arkusze ciasta mają różne wielkości).
Prawą stronę prostokąta nacinam w kilku miejscach, a lewą smaruję bardzo cienką warstwą dżemu.
Powinien być to jasny dżem, o delikatnym smaku. Jabłkowy, brzoskwiniowy czy morelowy.


Ja ostatnio zakochałam się w nowych dżemach Łowicza.
Są to prozdrowotne dżemy bez cukru, dosładzane zagęszczonym sokiem jabłkowym.
W ofercie są dostępne trzy smaki: rokitnik, owoc dzikiej róży i czarny bez.
Są naprawdę bardzo smaczne, a co ważne w okresie przeziębień - zawierają sporo witaminy C.
Bardzo je polecam. Jak tylko znajdę jakieś zdjęcie reklamowe w internecie, wkleję je.
Do ciastek użyłam dżemu z owoców dzikiej róży.


znalazłam :)



Dżem posypuję niewielką ilością posiekanych orzechów - koniecznie włoskich. Gorycz ich skórki jest tu niezbędna. Przykrywam to drugą połową ciasta, tą ponacinaną, przyciskam brzegi radełkiem lub widelcem, tak by się skleiły,  skrapiam odrobinę syropem klonowym, ewentualnie miodem, ale naprawdę w niewielkiej ilości.






Wkładam do nagrzanego piekarnika na środkowy poziom.
Kiedy się niecierpliwię (zawsze), włączam termoobieg i wtedy ciastka pieką się nieco ponad 5 min.  Wyciągam kiedy widzę, że są zrumienione.

Jak widzicie  15min w zupełności wystarczy.

Dla jasności, wypiszę jeszcze składniki. Może to sprawi, że ten chaotyczny post będzie choć trochę bardziej czytelny :)






składniki:
- syrop klonowy lub płynny miód  (ok. 3 łyżek)
- arkusz ciasta francuskiego
- jasny dżem, delikatny w smaku  (ok. 3-4 łyżek)
- posiekane orzechy włoskie (ok. 5 dag)


Żeby było jasne, dzisiejszy post nie jest sponsorowany ani przez IKEA, ani przez ŁOWICZ, ani przez NERVOSOL, ani przez NEOSPASMINĘ    :)





10 lis 2016

Krakersy

Tymek powiedział mi ostatnio, że ze wszystkich słodyczy, najbardziej lubi krakersy. I rzeczywiście, obserwuję, że woli konsystencje chrupkie i smaki bardziej wytrawne, niż typowe lepkie słodycze.
Poszperałam po internecie, posklejałam ze sobą różne przepisy i udało się. Wyszło to czego szukałam. Lekko słone, bardzo kruche, z dużą zawartością uprażonych nasion.






składniki

- 5dag zmieszanych nasion (u mnie: mak, siemię lniane, sezam, chia)
- 15dag mąki
- 1 płaska łyżeczka soli (bardzo płaska, bo wyjdą za słone !)
- 1/4 szkl wody
- 1/4 szkl oleju
- 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia


Wszystkie składniki mieszamy, choćby łyżką. Przez krótką chwilę wyrabiamy ciasto na stolnicy. Lekko podsypujemy mąką i cieniutko wałkujemy.
Za pierwszym razem rozwałkowałam ciasto na jakieś 5 mm. Kiedy robiłam je po raz drugi, rozwałkowałam je na dużo cieńsze, tak ok. 2-3mm i dzięki temu krakersy były jeszcze bardziej kruche.







Radełkiem albo nożem tniemy ciasto w dowolne kształty. Przekładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, i pieczemy do lekkiego zrumienienia ok 10min w 175-180'C ( po chwili i tak jeszcze zciemnieją)





Mam  pomysł by zrobić krakersy z kminkiem, który bardzo lubię, oraz z suszonymi  płatkami pikantnej papryki - dla mojego męża.
Kiedy zrobię, obiecuję podzielić się wrażeniami.






Z doświadczenia wiem, że taka porcja wystarcza  na kilkudniowe chrupanie.
Lecz jeśli w lodówce chłodzi się piwo, a w telewizji leci mecz - nie wystarczy...

27 paź 2016

KREM CZEKOLADOWY Z AWOKADO I DAKTYLI

Kolejna słodka przekąska, w której podstępem próbuję przemycić moim dzieciom coś zdrowego.
Tym razem, nie lubiane przez nie - awokado.
Przepis, który gdzieś kiedyś widziałam, zawierał tylko trzy składniki:
jedno awokado, szklanka suszonych daktyli i 2 łyżki kakao, ale przyznam, że nie przekonał mnie końcowy efekt więc przepis, który polecam zawiera:
- 1,5 szkl. suszonych daktyli (zalewam gorącą wodą i moczę aż zmiękną)
- 1 awokado
- 4 łyżki gorzkiego kakao
- szczypta soli (sól świetnie podkręca czekoladowy smak)
- 100 g zmielonych orzechów laskowych (przed zmieleniem lekko je podprażyłam na patelni);  tak sobie teraz myślę, że orzechy ziemne też by się do tego nadawały...





Odlewam wodę z daktyli, i wszystko razem miksuję/blenduję, czy jak kto woli.
Odstawiam do lodówki by nieco stężało.




Przyznam, ze nie miałam pomysłu na to jak i z czym podać mojemu dziecku, ten czekoladowy krem, bo bardziej od słodkich, woli wytrawne przekąski, więc wyjadanie kremu łyżeczką nie wchodziło w rachubę.
Myślałam, myślałam i wymyśliłam. Posmarowałam nimi cieniutkie okrągłe suche wafle, które zawsze mamy gdzieś w domu. 
Do niedawna dostępne były główne wafle ryżowe, teraz firma Sonko zaproponowała jeszcze wersję kukurydzaną i jaglaną  z komosą i chia (  http://sonko.pl/produkty/wafle-superfoods-cienkie ).
I jako, że w domowych posiłkach, do kaszy jaglanej najtrudniej mi przekonać moje dziecko, dlatego właśnie  tę wersję wafli kupuję. Bardzo chętnie zabiera je do szkoły na drugie śniadanie.


I rzeczywiście, o ile próbując sam krem nie był do końca przekonany (ostatnio bywa nieufny, bo widzi, że powoli wprowadzam zdrowe zamienniki słodyczy), to posmarowane nimi chrupiące wafle, zjadał z wielkim smakiem.
Taka porcja wystarczyła nam na trzy dni podjadania. A głównie dlatego, że mam alergię na laskowe orzechy, więc musiałam się nieco ograniczać :)
Następnym razem dodam fistaszki.

25 paź 2016

Zdrowe słodycze i przekąski / DAKTYLOWO-FASOLOWE KULKI

Nawracam się na zdrową żywność.
Jest to proces długi, powolny ale mam poczucie, ze bardzo, mi osobiście potrzebny.
A skoro to ja gotuję dla całej rodziny, cała rodzina musi się do nowego sposobu odżywiania dostosować.
I o dziwo, większych problemów z tym nie mają, a to dlatego, że obaliłam kolejny mit, w mojej głowie, że "zdrowo" znaczy "nie smacznie" .
Powoli uczę się nowych nawyków w gotowaniu. Ciągle jeszcze muszę zerkać do przepisów, ciągle szukam nowych inspiracji. Dlatego też tak rzadko tu ostatnio zaglądam.
Najbardziej bałam się o słodkie przekąski, ciasta, które jak wiecie bardzo często goszczą na naszym stole. Nie potrafiłam sobie wyobrazić popołudnia bez kawałka ciasta do kawy...
I okazuje się, że wcale nie muszę.
Sprawdziłam już kilka przepisów na zdrowe domowe słodycze, i wszystkie były strzałem w dziesiątkę.







Większość przepisów na zdrowe słodkości, które teraz testuję, pochodzi ze strony 
http://www.agamasmaka.pl/ .

Dziś napisze o kulkach z daktyli, i czerwonej fasoli. Jeszcze do niedawna nie wyobrażałam sobie, że mogą smakować mi słodycze w składzie których znajduje się fasola.  Te kulki to ulubieńcy mojego syna, który normalni fasoli nie jada w żadnej postaci i w żadnym daniu. O tym, że są głównym składnikiem jego ulubionych słodyczy, po prostu nie wie, i byłoby lepiej gdyby tak zostało : D

Podam link do przepisu z którego korzystałam, choć za każdym razem nieco go zmieniałam.
Sama autorka, sugeruje, że nie trzeba się sztywno trzymać podanych proporcji, można dodać jakieś własne ulubione składniki. I tak też zrobiłam. Za każdym razem smakowały trochę inaczej.  Za każdym razem zajadaliśmy się nim całą rodziną. Tymek, zabierał je również w pudełeczku do szkoły na drugie śniadanie.

http://www.agamasmaka.pl/2016/05/fasolowe-praliny-bez-cukru-bez-pieczenia.html

Z podanych proporcji wychodzi naprawdę ogromna ilość, radzę za pierwszym razem zmniejszyć składniki o połowę/

- fasola adzuki - 470g (waga już po ugotowaniu) - ta czerwona fasola ma lekko słodkawy smak z orzechową nutą; dostępna jest na stoiskach ze zdrową żywnością; nie jest bardzo droga, za opakowanie 400g płacę w sklepie internetowym coś między 7-8zł
- daktyle suszone bez pestek 250g - w Dino za paczkę 150g zapłaciłam 1,99, w sklepie internetowym za 0,5kg coś ponad 5zł
- wiórki kokosowe ok. 50g + trochę do posypania
- w oryginalnym przepisie jest mleko ryżowe, gdyż autorka nie używa mleka krowiego, ja za pierwszym razem użyłam zwykłe mleko, a za drugim razem pominęłam mleko w ogóle i zamiast niego dodałam wodę, w której moczyły się daktyle
 Od siebie dodałam jeszcze
-paczkę suszonych śliwek - których normalnie mój syn do ust nie weźmie, a tu, zjada ze smakiem
- kilka łyżek ulubionych nasion (siemię lniane i sezam)
- 2 łyżki kakao
- odrobina cynamonu


Fasolę przed ugotowaniem trzeba namoczyć. Potem gotujemy aż stanie się miękka.
Daktyle zalewam gorąca przegotowaną wodą, tak żeby je przykryło i odstawiam na godzinę żeby zmiękły.
Wszystkie składniki blenduję. Jeśli za mało słodkie - dodaję łyżkę miodu, jeśli za mało kwaśne - suszone śliwki. Jeśli mam smak na bardziej czekoladowe niż owocowe - dosypuję kakao.

Odstawiam gotową masę do lodówki na 30 min. Łatwiej wtedy formować kulki. Uformowane obtaczam w wiórkach kokosowych.

W lodówce właśnie się chłodzi krem czekoladowy z awokado, daktyli, kakao i orzechów laskowych.
Pewnie o tym będzie następny wpis.

15 wrz 2016

Paluchy z makiem

Paluchy z makiem, to przysmak mojego dzieciństwa. Kiedy byłam kilkulatką, każdorazowo, kiedy mama zabierała mnie autobusem PKS do Wrocławia, czułam się jakbym wybierała się na jednodniowe wakacje pełne atrakcji.
Jestem rocznik 81, więc łatwo policzyć, że był to czas głębokiej komuny, słowo "atrakcje" znaczyło coś zupełnie innego niż teraz.
Były cztery obowiązkowe punkty do odhaczenia:
- kukurydza - sprzedawana na gorąco z czegoś, co dla dziecka ze wsi wyglądało jak miejski parnik na ziemniaki dla świnek :),
- woda z sokiem z saturatora - no smaczne nie było to wcale, ale wydawało mi się, że to musi być coś niesamowitego...,
- wędzone udko kurczaka - kupowane w sklepie przy samym dworcu PKS, paradowałam potem po całym mieście obgryzając to udko,
- no i paluchy z makiem - taka namiastka drożdżowych wypieków, dla dziecka, u którego w domu ciast się nie piekło.
Jak  widać mi zawsze w życiu chodziło o jedzenie :)





Świetnie nadają się na wyjazdy czy wycieczki zamiast kanapek. Młody uwielbia je zabierać do szkoły na drugie śniadanie.
Kiedy zjada je w domu, zawsze prosi o kubek mleka z miodem, i mówi, że nie ma nic lepszego na świecie niż taki duet.
Wydawałoby się, że takie paluchy to zwykłe ciasto drożdżowe, o specyficznym kształcie, ale jednak są dużo delikatniejsze w smaku i bardzo, bardzo puszyste. No i ten mak...
Najważniejsze żeby ich nie przepiec, bo będą suche i cały czar pryśnie!


* 2,5dag drożdży
* 0,5kg mąki pszennej
* łyżeczka soli (płaska)
* 2 łyżki masła (rozpuścić)
* 5 łyżek miodu
* 150ml ciepłego mleka
* 125ml ciepłej wody

* 1 jajko roztrzepane z łyżką mleka do posmarowania paluchów
* mak do posypania


Wodę i mleko wlewamy do miski, kruszymy do środka drożdże i energicznie mieszamy łyżką albo trzepaczką. Dodajemy miód i sól, rozpuszczone masło (nie gorące!) i mąkę, przesianą przez sito.
Dosłownie dwie minutki wyrabiamy miękkie ciasto. Staramy się nie dodawać więcej mąki. Ewentualnie możemy oprószyć mąką dłonie.
Nożem dzielimy ciasto na pół, i każdą z tych części na pół i tak dalej, aż do momentu kiedy uzyskamy kawałki ciasta wielkości, powiedzmy,  brzoskwini. Formujemy podłużny kształt, lekko spłaszczamy dłonią,  układamy na blaszce wyściełanej papierem do pieczenia, smarujemy silikonowym pędzelkiem (albo palcami, albo czymkolwiek...) rozbełtane jajko zmieszane z mlekiem i posypujemy makiem.
Odstawiamy na 15 min, po czym pieczemy 10-15min w 175'C






Kiedy skórka się ładnie zrumieni, szybciutko wyciągamy. Nie lubimy suchych przepieczonych spodów, więc pieczemy na środkowym poziomie piekarnika.

Kiedy wystygną, mrozimy i wydajemy dziecku po jednym do szkoły, pilnując by ojcowie nie podkradali zapasów.

Biały serek do smarowania pieczywa

Dzisiejszy przepis na serek, jest bardzo, bardzo prosty.
W smaku przypomina właściwie wszystkie dostępne białe serki smarowne jakie można kupić w sklepie, ale uważam, i powtarzam to na tym blogu bardzo często, że jeśli przygotujemy coś sami, to smakuje nam jakby bardziej :)






Serek może być neutralny w smaku, czyli jogurtowy. Możemy też nadać mu smak.
I tak, tym razem przygotowałam serek o smaku chrzanowym  (dodałam starty na bardzo drobnej tarce korzeń chrzanu) oraz serek z drobno posiekanym świeżym koperkiem.
Można dodać natkę pietruszki, można posiekać szczypiorek i dodać zmielony pieprz, można dorzucić płatki suszonej papryki, dostępnej w sklepach z przyprawami. Możliwości jest wiele.






Dwa duże kubeczki jogurtu greckiego doprawiam do smaku solą i mieszam z wybranymi dodatkami, albo z niczym nie mieszam jeśli mam ochotę na zwykły jogurtowy smak.
Na sitku rozkładamy dużą gazę (potrójną albo poczwórną), albo białą pieluszkę (pieluszkę wystarczy złożyć na 2 razy), nazywaną tetrową, ale czy ona rzeczywiście z tetry, to ja nie wiem...
Wlewamy jogurt, i sznurkiem dość ciasno, zawiązujemy sakiewkę.






Wieszam taką sakiewkę nad zlewem, ale można gdziekolwiek w kuchni, trzeba tylko podłożyć talerzyk, na który nasz jogurt będzie się skraplał.
Po 24 h serek będzie gotowy, można przełożyć go na talerzyk, ale przyznam, że ja zwykle wykładam go już wcześniej, po 14-16 h, jest wtedy bardziej miękki i bardziej smarowny.





Ważne jest by gazę, czy też pieluszkę prać, bez detergentów, by nie przejęła zapachu jakiegoś proszku czy płynu. Ja zwykle przepieram ją na świeżo w samej gorącej wodzie, i wystarczy.





Macie pomysły na nowe smaki?



14 wrz 2016

Knedle z parzonego ciasta

Dziś przepis na knedle, na prośbę Dominiki.
Przyznam się, że nie robiłam ich już kilka lat. Odeszły w zapomnienie. Nie mam więc świeżych zdjęć, skorzystam z tego, które już kiedyś zamieściłam na blogu.

Większość przepisów na te kluski, zawiera w swoim składzie gotowane ziemniaki. Jakoś mi to nie gra, że ziemniaki na słodko...
Od zawsze więc przygotowuję knedle z parzonego ciasta. Może nie są tak puszyste jak te z ziemniakami, mi jednak smakują. I chyba nie tylko mi, bo to najczęściej wspominana potrawa przez moich znajomych :)

Przygotowuję je z truskawkami albo śliwkami. Bardzo wygodnie przygotowuje się je z mrożonych truskawek. Nie rozmrażam ich wcześniej. Takie twarde i zmrożone nie puszczają soku w trakcie klejenia, a po ugotowaniu knedli we wrzątku, truskawki są mięciutkie ale nie "rozpaciane" - edytor mi tu na czerwono podkreśla, że niby nie ma takiego słowa, ale przecież każdy z nas jadł kiedyś rozpaciane owoce, więc musi być!






* 1/2 szkl. mleka
* 1 łyżka masła
* szczypta soli
* 25dag mąki pszennej
* 2 jajka

*  jogurt lub śmietanka do polania w zależności czy jesteśmy na diecie czy nie :)
* cynamon do posypania
* cukier po posypania
* śliwki lub truskawki



Mleko zagotować z masłem i solą, zdjąć z ognia,  natychmiast wsypać mąkę i szybko, acz dokładnie wymieszać.
Tak naprawdę, to zagotowane mleko powinniśmy pozostawić na minimalnym ogniu i wtedy wymieszać je z mąką. Ja próbowałam kiedyś. Wielokrotnie. Zawsze mi się to przypaliło. Z czasem odpuściłam.
Jak ktoś ma ochotę i nadmiar garnków w domu, to proszę.  U mnie znowu jeden wylądował w śmietniku, a to dopiero początek miesiąca...
Kiedy masa wystygnie dodajemy jajka, mieszamy, i z otrzymanego ciasta kleimy knedle. Czyli właściwie oklejamy owoce ciastem.
Właściwie przy każdej takiej kluseczce, obsypuję sobie dłonie mąką, bo ciasto jest dość klejące.

Wrzucamy po kilka do wrzącej, osolonej wody i gotujemy od 5 do 10 min od wypłynięcia.
Czas jest różny bo grubość ciasta może być różna. I czasem robimy z malutkich truskawek, a czasem z ogromnych śliwek, więc i rozmiar knedli różny...

Wyciągamy taką dziurawą łyżką, która pewnie ma jakąś swoja nazwę własną, której nie znam. Polewamy śmietanką, albo roztopionym masłem ( w tych czasach fit&slim, za taką propozycje, pewnie zechcą mnie zamknąć :) ), posypujemy cynamonem i cukrem.


Jeszcze jedna uwaga,  nawet jeśli nie jesteście posiadaczami Karty Dużej Rodziny, proponuję zrobić przynajmniej podwójną porcję tego ciasta. Podane w tym przepisie ilości, są zatrważająco małe.
Jeśli coś zostanie, łatwo przechować je w lodówce na następny dzień, i odgrzać wrzucając do wrzątku na dwie minutki.


17.09.16
A jednak dodaję świeże zdjęcie, bo aż sama się skusiłam i dziś na deser zrobiłam knedle ze śliwkami.
Wyliczyłam przy okazji, że z jednej porcji wyszło mi 9 szt. Do środka wkładałam całą śliwkę, miejsce pestki zasypałam cukrem trzcinowym i cynamonem :)